Amerykanka szuka Wojtka to… reklama Reserved! Nie kupuję jej!

Ok. Nie siedzę w marketingu, ale siedzę w sieci. Poza tym że prowadzę bloga, prowadzę też kilka innych mniej popularnych stron, profili FB oraz… świadczę usługi dla klientów w sieci. Chcąc nie chcąc śledzę FB, YT i kilka blogów ludzi, których nie lubię czytać ale czasami sprawdzam co wrzucają.
Amerykanka szuka Wojtka… podobało mi się szukanie poszlak przez Mediafun i miło było posłuchać wywiadu ze sprawcami zamieszania, ale ja tego nie kupuję.
Dlaczego? Dlatego, że cała akcja, chociaż w opisie autorów jest pozytywna (i naprawdę jest) to jednak robi nas w balona, bo jak się szybko okazuje Wojtka nie ma, ale są Polacy – fajni ludzie.
YouTube: Dziewczyna szuka chłopaka z Polski – Mediafun, poszlaki
YouTube: Dziewczyna nie szuka chłopaka z Polski – wywiad z agencją marketingową
Wszystko trzyma się kupy, suchając wywiadu, kupiłem to tłumaczenie. Nawet już wyobrażałem sobie ten zespół który odwiedza moje miasto i promuje siebie, promuje swój kraj, promuje Reserved i jest zabawa. Jest 3D, są media, prasa się rozpisuje.
Rozumiem też Reserved, o którym sporo pisało się w zeszłym roku w kontekście spadku sprzedaży szuka rozgłosu i powrotu na scenę, ale jednak Internet jest bardzo wrażliwy na pewne treści.
Co jest nie tak? Nie podoba mi się jedna rzecz, której agencja reklamowa nie mówi i do której nie przyznaje się, pomimo, że jest o tym głośno – fakenews, a więc historia która nie ma happy endu bo nikt go nie napisał.
YouTube: Dziewczyna szuka chłopaka z Polski – Mediafun, poszlaki
YouTube: Dziewczyna nie szuka chłopaka z Polski – wywiad z agencją marketingową
A mogła go mieć, wystarczyło dodać tylko kilka szczegółów, a na końcu wskazać czas i miejsce spotkania, gdzie nasz bohater miałby się pojawić. W ten sposób zamiast wyjaśniać: hej, wcale nie szukaliśmy Wojtka ale dzięki za zaangażowanie, można było pokazać wprost, że każdy może być Wojtkiem i DeeDee szukała tak naprawdę NAS WSZYSTKICH, chcąc zebrać w jednym miejscu i pokazać jakim to wspaniałym narodem jesteśmy. Prawie się udało (bo docelowo tak to wygląda) ale jednak niesmak pozostał i myślę, że to jest jedyne co można zarzucić całej akcji – scenariusz.
Słuchając wywiadu z twórcami zamieszania, odniosłem wrażenie, że w kółko mówili tylko o tym co oni chcieli, co osiągneli, jaki mieli plan, jak oni to widzą, co oni czują i co oni chcieli pokazać. No tak, tylko chyba w tym całym ICH ŚWIECIE zapomnieli całkiem o tym co my byśmy chcieli, co czujemy, jak to odbierzemy i co zobaczymy. Dużo jest ichszych a mało naszych odczuć. Ale wydaje mi się, że agencje marketingowe tak już mają i my też – nie wszystko co podoba się autorom „reklamy/akcji” musi się podobać też nam.
Ogólnie akcja wywarła pozytywne wrażenie, nie wspominając o ogromnym zasięgu, ale wydaje mi się, że przez ten mały błąd z rozwiązaniem tej historii, ten ogromny zasięg będzie równał się małemu zaangażowaniu w dalsze utożsamianie się z marką, na czym, tak rozumiem, zależało samej agencji.
Pożyjemy zobaczymy. Odsyłam do dwóch, myślę że wyczerpujących temat filmów i pozdrawiam autora.